piątek, 23 kwietnia 2010

Nie wiem, gdzie jestesmy. Nie wiem, gdzie idziemy. Wiem jedynie, ze jestesmy w miescie posrodku zajebanej pustyni o godz. 5 rano. W ten jakze zwyczajny sposob rozpoczela sie nasza kampania w iranskim miescie Yazd, dokad przywiozl nas train z Teheranu. Pociagi maja prawie identyczne jak Indiach, ale tutaj przynajmniej ktos je kurwa sprzata i jakos to wyglada. Zreszta nie mielismy zbyt duzo czasu na kontemplacje bo zaraz nasi towarzysze z przedzialu zaczeli z nami nawijke jak tylko uslyszeli, zesmy zagraniczni. Tomek na najbliszym popasie na jakies stacji wyszedl na zewnatrz, zeby odsapnac, ale zaraz otoczylo go 4 innych i zaczela sie zwyczajowa gadka o zyciu, kobietach i religii. W ramach goscinnosci zaprowadzono go do pokoju modlitw, gdzie z konsternacja przebywal cale 5 sekund. Jego nowi koledzy pokazali mu tez kanciape konduktora, gdzie chcacy za wszelka cene spokoju tomek zaczal wyglaszac hasla o emancypacji kobiet i walki z wplywami kleru. Jego plomienny sposob prowadzenia rozmowy i argumenty jakimi sie poslugiwal szybko zyskaly mu fame i nawet jakis ukryty pedryl postanowil sie ujawnic i wyznal Tomkowi kilkukrotnie milosc. Tomek chyba w koncu zrozumial, ze moze sobie poparzyc paluszki swoim rewolucyjnym zapalem i szybko spierdolil z powrotem do przedzialu.
Kiedy w koncu dotarlismy do Yazdu, szybko wpierdzielismy sie do najbliszej taryfy, ktora zawiozla nas do hotelowej meliny. Poczatkowo nasze serca zadrzaly gdy zobaczylismy jak odpierdolony jest hol tego przybytku, ale gosc za lada uspokoil nas, ze dla takich jak my jest tez wariant zebraczy. Zaprowadzono nas do piwnicy, gdzie na 50-letnich pryczach zasnelismy snem bobasow.
Z ranca po kawusi i stolcu, ruszylismy rozpracowac city. Yazd to typowy turystyczny punkt na mapie Iranu, ale tym sie rozni od innych, ze jak ktos cie zagaduje to zeby pogadac, a nie kupic bezwartosciowy shit 10 razy drozej. Rano obskoczylismy stare miasto i zgodnie z nowa swiecka tradycja w drodze powrotnej wyladowalismy chuj wie gdzie na przedmiesciach. W trakcie odysei powrotnej do meliny, skumalismy, ze co prawda jest sporo zajebistych slodyczy w Yazdzie, ale poza tym nie ma za bardzo co robic. Dla zachodnich burzujow sa tu wycieczki na pustynne safari, ale nasze rewolucujne dusze pozostana czyste od tych luksusow, ktre sa wynikiem zabierania ostatnich misek ryzu dzieciom o sarnich oczach w Yazdzie.
Preferujac smiganie po dzielni, z ulga odkryslimy, ze przynajmniej poziom moralnosci w tym city nie zanikl od czasow Rewolucji. Wiekszosc dziewoj chodzi ubrana w stylu nietoperza, co w nocy i przy silnym wietrze daje efekt Batmana. Co bardziej swietobliwe nosza do tego rekawiczki, uswiadomione przez swoje matki i ciotki, ze juz przez skore mozna zarazic mezczyzne swoja niegasnaca chucia i lubieznoscia. Najbardziej przezorne niewiasty spuszczaja nawet wzrok na ulicy by promienniowanie ich teczowek nie skazilo czystej duszy iranskiego bojownika, skupionego glownie na budowie nowej wietlanej przyszlosci i wolnego od zwierzecych zacianek.
Swoja frustracje seksulana kobiety wyladowuja na zakupach na bazarku dokad i my sie udalismy. Tam przeznaczenie postawilo na naszej drodze goscia w sklepie z ziolami. Przy zwyczaujnej gadce ni z gruchy ni z pietruchy zaproponoal nam opiumi konopie. Nasza nadzieja na jakies uzywki zostala jednak szybko zdeptana niczym niepodleglosc Tybetu. Kolo przyniosl jakies ziarenka, ktore kazal probowac. Lykalismy to gowno garciami, ale poza trocinami w zebach zadnych innych skutkow ubocznych niestety nie bylo. Prawde wiec mowili towarzysze radzieccy, ze ziarno musi wpierw wykielkowac, zeby dawalo oczekiwany efekt.
Wydarzeniem dnia bylo jednak i tak odkrycie kibla z tronem w naszym hoteu, zapewne jedynego w miescie. Wiekszosc bowiem swiatyn rozmyslan w Iranie, podobnie jak w Indiach ogranicza sie do dziury w podlodze. Wiec zamiast refleksji o swiecie i nadrzednej roli partii w zyciu narodu jest ciagle skupienie i determinacja zeby wcelowac.
Zostawiajac te radosne rozmyslania i bedac przekonanymi o slusznej postawie tutejszych w Yazdzie, gdzie nie ma nawet gdzie wypalic siszy, ruszamy na poludnie. Bedziemy tam dalej glosic dobra nowine. Ale jeszcze nie wiemy kurwa jaka

Rozmowa dnia
Piotrek po kolejnym zgubieniu sie w miescie
P: Tomek, mam nadzieje ze to nie zmieni twojego zdania o mnie
T: Piotrek ty zawsze byles, jestes i bedziesz dla mnie wsza
P: Dzieki tato

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz